Inwestorzy trafili w Polsce na absolutny chaos i bezwład prawny, z którego starają się wyciągnąć jak największe profity. Aby oszczędzić na infrastrukturze, farmy wiatrowe stawiane są przeważnie za blisko ludzkich siedzib. Umożliwia to sytuacja prawna, w której oprócz tzw. normy hałasowej nie ma żadnego innego kryterium decydującego o odległości wiatraków od zabudowań. Zresztą również to kryterium jest niezwykle ułomne, gdyż wyrażając zgodę na ulokowanie turbiny wiatrowej, powiedzmy, 200 m od domu, sanepid czy regionalna dyrekcja ochrony środowiska nie dysponują ujednoliconym systemem narzędzi pozwalających na weryfikację danych podawanych przez inwestora. A gdy już wiatraki stoją, dochodzi do takich „dziwnych” sytuacji, jak np. w Margoninie, gdzie jest zlokalizowanych blisko 100 elektrowni wiatrowych. Gdy mieszkańcy próbują wezwać komisję do zmierzenia poziomu hałasu, nagle elektrownie są wyłączane, co oczywiście uniemożliwia skuteczne zmierzenie hałasu.
Czytaj więcej:http://www.naszdziennik.pl/ekonomia-gospodarka/14385,sposoby-na-wiatrowy-dyktat.html